Dorota Kolak
 
  Strona startowa
  Kontakt
  DOROTA KOLAK
  Multimedia
  Ciekawostki
  Zaloguj się
  Polecane strony
  Aktualności
  ARTYKUŁY
  => No, taka grzeczna to nie jestem
  => O sztuce komunikacji, której można i trzeba się nauczyć
  => Mój anioł mieszka w Gdańsku
  => Już wiem, co jest ważne, a co nie - trzeba być razem w radości
  => Rozmowa niekontrolowana (PANI)
  => Lubię wyzwania
  => Barbara kocha nieprzewidywalnie
  => Kocham śmiech na scenie
  => Szkoda nam czasu na kłótnie
  => Kocham moje zwariowane życie
  => Pozostała niewinna
  => Kobieta aktorskiej mafii
  => W pracy ładuję akumulatory
  => Nie lubię planować
  => Wielopiętrowa rola Doroty Kolak
  => Uwielbiam poranną ciszę
  => Zawijają we mnie śledzie
  => "Barwy szczęścia": Same problemy
  => To była rola, do której sama się wepchałam
  => Żeby kino mnie pokochało
  => Kiedyś aktor był tajemnicą
  => Szukam konfliktów
  => Teatr telewizji jest mi bliższy niż film
  => Zagrałabym faceta
Zagrałabym faceta
"Zagrałabym faceta"


Z Dorotą Kolak, aktorką Teatru Wybrzeże, rozmawia Ryszarda Wojciechowska.


Zdaje się, że na aktorstwo była pani skazana. 

-
Skazanie nie jest chyba najlepszym słowem. Ale to prawda, że od dziecka niemal żyłam teatrem. Poznawałam go od kulis. Tata był kierownikiem technicznym Teatru Starego w Krakowie. Dziadek i ciotka pracowali jako krawcy w teatrze nowohuckim. Mama zajmowała się choreografią. 


I pewnie w dzieciństwie przyrzekła sobie pani - będę aktorką. 

- Tak właśnie było. Ale potem okazało się, że mam bardzo poważną wadę wymowy. Nie wymawiałam "r". I marzenia o aktorstwie zaczęły się oddalać. Nie dałam jednak za wygraną. Jako szesnastolatka rozpoczęłam walkę. 


Ćwiczyła pani z kamykami, jak pewien starożytny mówca? 

- Nie (śmiech). Ale przez półtora roku naprawdę ciężko nad tą wadą pracowałam. I udało się. To nie była więc taka prosta droga do aktorstwa, jak pani widzi. 


Ale udało się do szkoły teatralnej zdać za pierwszym razem. A można było - jak wielki Zelwerowicz - zdawać siedem razy. 

- Albo jak wielu wybitnych kolegów po cztery razy. Chociaż ja sama egzamin do szkoły teatralnej wspominam dość boleśnie. Jak dreszczowiec. Doszło do pewnego konfliktu. Jednej z pań zdecydowanie się podobałam, drugiemu panu zdecydowanie nie. Czułam, że jestem obiektem przetargu. Z niechęcią wracam do tego wspomnienia. Potem, pamiętam, jak mi na pierwszym roku tłumaczono, że jestem niezwykle grzeczna, porządna i dobrze ułożona. Więc pewnie ze mnie aktorki nie będzie. Po czym minęło trochę lat. I okazało się, że te role, które są dla mnie najważniejsze, to role wariatki albo kobiety nad przepaścią, kompletnie pokręconej w środku, szalonej, a nie grzecznej czy dobrze ułożonej. Jak widać, w aktorstwie niczego nie można przesądzać. 


Za co pani lubi swój zawód? 

- Są takie momenty, kiedy podczas próby leżę sobie na scenie. Patrzę w górę. Na maszynownię, reflektory, sznurownię. Patrzę na ten swój teatr, bo po dwudziestu paru latach mogę powiedzieć, że on jest mój. I wtedy właśnie czuję, że spełniło się marzenie mojego życia. Jestem aktorką. To dziwne. Ale nie czuję tego, kiedy się kłaniam publiczności po spektaklu albo podczas grania. A za co lubię ten zawód? Za to, że mi nie przyniósł rozczarowania. Ja naprawdę dostałam wiele od teatru. 


I nie ma pani żalu, że jest aktorką w Gdańsku, a nie w Warszawie? Warszawa to sukces, pieniądze, jak mówią. 

- Ja nie tęsknię za Warszawą. Jeżdżę tam ostatnio dość często. A to do serialu, a to do teatru telewizji. I powiem szczerze, że z przyjemnością stamtąd wracam. Ja tutaj mam swoją publiczność. Wiem, że są ludzie dla których jestem ważna. Którzy przychodzą do teatru dla mnie. Którzy czasem pukają mnie serdecznie po plecach w autobusie i mówią, że coś widzieli z moim udziałem. 


Ale popularność to film. Pani nie miała szczęścia ani do filmu, ani do wielkiej popularności. 

- W czasach serialu "Radio Romans" przeżywałam namiastkę czegoś, co się nazywa popularnością. To było dziesięć, jedenaście lat temu. Był to jedyny serial w tamtym czasie. I rzeczywiście nas na ulicy rozpoznawano. Ale serial się skończył. I popularność też. Nie tęsknię za nią. Ani jej jakoś szczególnie nie pragnę. 


Teraz Juliusz Machulski zaproponował pani rolę w swoim filmie pod tytułem "Da Vinci". 

- To nie jest duża rola. Za to charakterystyczna. 


Film jest kryminalny. Chodzi o to, że chcą ukraść "Damę z łasiczką" Leonarda da Vinci. 

- A ja gram pewną, obrzydliwie bogatą Amerykankę, która także ma ochotę na ten obraz. 


To przyjemnie chyba grać kogoś obrzydliwie bogatego. 

- Bardzo przyjemnie. Dostałam do ręki taki telefon komórkowy, z którym nie wiedziałam, co zrobić. Bo on ma w środku laptopa i jeszcze parę innych niespodzianek. 


Pani jest aktorką, mąż też. Jeszcze tylko córka się broni rękami i nogami... 

- Już się nie broni. W tym roku zdaje do szkoły teatralnej. 


Nie próbowała pani wybić jej tego pomysłu z głowy? 

- Próbowałam. Ale Kasia jest już zdecydowana. Mimo że zna ten zawód nie tylko od strony okładek, wywiadów i oklasków. Zna go od najboleśniejszej strony. Widziała nasze porażki i stresy. A mimo to, chce być aktorką. I trzeba to uszanować. 


Upływ czasu dla kobiety, aktorki to bolesna rzecz. Nie patrzy pani ze strachem w lustro? 

- Jeżeli mi czegoś żal, to tylko tego, że mając czterdzieści parę lat pewnych ról już nie zagram. Bo w aktorze jest cały czas taka pazerność na pewne role. 


Chodzi o te Julie i Ofelie? 

- Akurat Julię zagrałam. Podobnie jak Kasię z "Poskromienia złośnicy" czy Maszę z "Biesów" - role marzenia młodych aktorek. Więc nie mam czego żałować. Ale z drugiej strony myślę sobie, że role kobiet dojrzałych, są dużo bardziej skomplikowane i złożone, niż role amantek. To też jest przyjemność dostać, jak my to nazywamy taki kawałek prawdziwego mięsa do zagrania. I tak się pozmagać. Tak się trochę odkryć, obezwstydzić. 


A ta rola wymarzona na przyszłość? 

- Powiem to pierwszy raz, ale powiem - faceta chciałabym zagrać (śmiech). Trzeba przyznać, że mężczyźni dostają znacznie więcej tego fajnego tortu, niż my, niestety.



"Zagrałabym faceta"
Ryszarda Wojciechowska
Dziennik Bałtycki + Wieczór Wybrzeża nr 97
24-04-2004

www.e-teatr.pl

 
 
   
Dzisiaj stronę odwiedziło już 16 odwiedzający (23 wejścia) tutaj!
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja